piątek, 25 kwietnia 2014

Prolog. Rock N' Roll ain't worth the name!


Londyn, 26.04.2006r.




- I znowu to słońce!

Kochałam jego promienie, ale do czasu. Zawsze, gdy tylko to wielkie, jasne coś pojawiało się na niebie moja głowa błagalnie namawiała mnie do zażycia tabletki i usunięcia się w cień. Migreno, jesteś beznadziejna.

- Daj spokój. Pada deszcz- ty marudzisz, świeci piękne słoneczko- też marudzisz. – chłopak pocieszyciel. Wspaniały, co? Generalnie nie rozumiałam dlaczego jestem z Davidem. To uczucie, które było między nami jeszcze 2 lata temu totalnie się wypaliło. Byłam do niego przywiązana i jedynie to mnie przy nim jeszcze trzymało. Miałam zamiar to zakończyć, ale ciągle się powstrzymywałam. A przecież doskonale wiedziałam, że zdradza mnie na imprezach swoich kumpli, czyt. w każdy weekend. To nie miało sensu. – Masz loda, jedz.

- Sam sobie go zjedz. Kurwa, mam Cię dosyć! Jesteś zbędnym elementem w moim życiu. Myślisz, że ja o niczym nie wiem?

- O co Ci chodzi? – spytał spokojnie, jak gdyby nigdy nic. Pieprzone niewiniątko.

- Och, przestań udawać, perfekcyjny kłamco. Ana, Suzan, Patricia, Lizzie, Daniele i wiele innych. A Twoi kumple? To już w ogóle totalna żenada.

Ja wiedziałam co jest grane, on też wiedział. Swoją drogą sama nie byłam zupełnie bez winy. Całkiem niedawno w odwecie za całą krzywdę jaką mi wyrządził- również go zdradziłam. Nie byłam z tego przesadnie dumna, ale fakt pozostaje faktem.

Powolnym krokiem ruszyłam w stronę Big Bena, czując się świeża, wolna i pełna niespożytej energii. Nawet ten uciążliwy głowy był lepszy niż spędzanie czasu z tym idiotą.

- Zaczekaj... - usłyszałam za sobą. Nie no, po co on za mną biegnie?

- Naprawdę? Będziesz teraz przepraszał na kolanach? – uwierzcie, widok tego błazna klęczącego przede mną ze złożonymi dłońmi był cholernie zabawny. Nie mogłam już powstrzymać śmiechu. Mój głos zwrócił uwagę przechodniów. – Trzeba przyznać, że nadajesz się na kretyna roku. A teraz spadaj, nie zamierzam z Tobą rozmawiać. Pa, cześć! – rzuciłam na odchodnym, niemalże salutując dłonią.





- Zrobiłaś to?! Kochana, zaraz kupię 6-pak i do Ciebie wpadam. Trzeba to opić. Nareszcie zmądrzałaś, dziewczyno!

Głos mojej przyjaciółki Katie po drugiej stronie telefonu, zawsze dodawał mi otuchy. No dobra, może z jednym wyjątkiem; kiedy się kłóciłyśmy. Wtedy raczej wprawiał mnie w smutek, niż radość.

Zeszłam do kuchni, wzięłam to co było w lodówce i zrobiłam szybką sałatkę. Niecałą godzinę później w moich drzwiach stanęła Kate.

- Dawaj mi to piwsko i wbijaj na górę. – poleciłam i ruszyłam do pokoju z prowiantem.

Cały wieczór upłynął nam na pogawędkach, zastanawianiu się „dlaczego tak, a nie inaczej”, wsłuchiwaniu się w dźwięki Rainbow, Motorhead i The Doors. Jak zwykle, po odpowiednim upojeniu alkoholowym zaczęłam opowiadać o swoich przygodach seksualnych. Hm, normalka.

- Ścisz to.

- Co?... Co ty do cholery wyprawiasz? – złożyłam zdanie, wypowiadając je pijackim akcentem.

Katie zachowywała się co najmniej… dziwnie. Zaczęła chodzić po pokoju, przystawiać ucho do ściany, raz po raz biegając od jednej do drugiej i wsłuchując się niczym w rytm rock n’ rolla. – Hm, dowiem się? – ponownie zadałam pytanie, na które rzecz jasna nie doczekałam się odpowiedzi. Po chwili dziewczyna z powrotem wróciła na swoje miejsce i chwyciła za butelkę prawie już pustą.

- Wydawało mi się.

Tak, to wiele wyjaśnia!

- Cii, zamknij się. – teraz ja to usłyszałam. Bas, perkusja? O co tutaj chodzi?! Przecież za pieprzoną ścianą nie mieszkają żadni muzycy, a tym bardziej zdziwiło mnie to, gdyż za ścianą chyba nikt nie mieszkał. Poprzedni lokatorzy wyprowadzili się tak szybko, jak tutaj zagościli, więc czyżby jakieś niesforne dzieciaki? Natychmiast wzięłam szklankę, przystawiłam ją do ściany i nadstawiłam ucho.

- Kurwa... ale ich opierdolę!

Za sobą usłyszałam tylko jakieś krzyki mojej kumpeli. Wybiegłam z mieszkania, wpadając na pozostałych lokatorów. Zupełnie się tym nie przejmując, udałam się do drzwi naprzeciwko. Żadnego nazwiska, zerwany kabel od dzwonka, drzwi przestarzałe… Czy ktoś mógłby tutaj mieszkać?

- Okropność. – mruknęłam do siebie, z obrzydzeniem pukając. Czułam się tak jakby ten drewniany prostokąt miał zamiar pogryźć mi palce.

Cisza.

Ponownie zapukałam.

I tak pięć razy.

Nic.

Wróciłam do mieszkania, będąc pewna, że teraz hałasy zza ściany ustąpią. Jeżeli byli tam jacyś pijacy czy bandyci to teraz z pewnością uciekną.

Znowu.

Ten sam hałas; rozstrojona gitara, bębny perkusji, nieudolny bas i głośne rozmowy.

- Ja im pokażę! – moje groźby brzmiały jakbym co najmniej była szefem mafii… no dobra, może trochę przesadziłam, bo Katie stanęła za mną i ze śmiechem obserwowała moje zachowanie

- Jeżeli wydaje Ci się, że wyglądasz groźnie to wyprowadzę Cię z błędu… jesteś raczej jak... fanki idiotycznych boysbandów, które odgrażają się hejterom.

- Chciałaś, żeby zrobiło mi się przykro?

- Nie, po prostu Cię uświadamiam.

- Dzięki za radę, ale żadne pajace nie będą przeszkadzać prawilnym obywatelom podczas ciszy nocnej!... Kurwa, to było mądre, co? – mój wywód był niezwykle inteligentny, niespodziewanie.

- Czujesz to? – spytała brunetka, wychodząc na korytarz. Zaciągnęłam się mocno powietrzem, by chwilę później zacząć głośno kaszleć.

- Trawa, dużo trawy, w chuj dużo trawy i fajki… Wódka, czuję rozlaną wódkę… niedobrze mi.

Niestety czy też stety zapach wódki cholernie mnie obrzydzał, od razu miałam ochotę zwymiotować.

Schyliłam się, zatykając dłonią usta i wtedy to zauważyłam.

- Butelka?!

Natychmiast podbiegłam w kąt korytarza, by właśnie tam odkryć puste szkło po whiskey.

W tym samym momencie usłyszałam wołanie przyjaciółki.

- Maddie, chodź tutaj.

Jej przerażony, a zarazem podekscytowany głos dodawał pikanterii do całej tej sytuacji; mieszkanie opuszczone od lat 80, które miało tylko jedną parę lokatorów i to rok lub dwa lata temu, nagle tętni życiem. Właściciel mieszka poza miastem i przypuszczam, że gdyby już zagościł w skromnym progach tej londyńskiej kamienicy, to zapewne najpierw odkurzyłby te pajęczyny dookoła zapleśniałych drzwi.

Kurewsko ciekawa, co czeka po drugiej stronie podeszłam do Kate i wtedy dopiero doznałam szoku...
____________________________________________________
Witam ponownie!
Wybaczcie jeżeli 'to' powyżej jest niespójne i chwilowo niewciągające. 
Postaram się ponownie wdrążyć w pisanie, oby mi to wyszło!
:)

Wszystko co potrzebne (dla ciekawskich :>) zawarłam w zakładce powyżej, pt. "Autorka".
Zapraszam do komentowania i wpisywania się do "księgi gości" :)

3 komentarze:

  1. Zapowiada się ciekawie, czekamy na ciąg dalszy! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak już pisałam Ci wcześniej jestem cholernie szczęśliwa, że moja ulubiona blogerka wreszcie powróciła! I to z bardzo intrygującym prologiem :D Po pierwsze.. Londyn, rok 2006. Szczerze? Mało mi to mówi, ale to akurat jest dużym plusem. Lubię nieprzewidywalne fabuły (: No a po drugie.. skończyłaś w takim momencie! ;-;
    Chcę już wiedzieć co dziewczyny zobaczyły za tymi drzwiami! xD
    Dlatego proszę Cię Kochana.. Dodawaj szybciutko coś nowego <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy będzie nowy?

    OdpowiedzUsuń